Warszawscy pancerniacy na ziemi lubelskiej

10 czerwca 1939 minister spraw wojskowych Tadeusz Kasprzycki[1] spotkał się z dowódcą piechoty dywizyjnej (pierwszy zastępca dowódcy dywizji) 2 Dywizji Piechoty Legionów Stefanem Roweckim. Spotkanie to było dla ambitnego pułkownika dość przykre.

 

Liczył on na to, iż zostanie dowódcą jednej z dywizji piechoty, a zaoferowano mu dowodzenie nowo formowaną brygadą pancerno-motorową. Późniejszy „Grot” liczył na stanowisko dowódcy 5, 6 lub 14 Dywizji Piechoty[2], a jako piechociniec nie orientował się w zagadnieniach wojsk pancerno-motorowych. Minister przekonał go, mówiąc, że dywizji piechoty jest trzydzieści, a brygad pancerno-motorowych dwie. Brygada miała być formowana według etatu 10 Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej – jedynej zmotoryzowanej Wielkiej Jednostki WP. Rowecki z właściwym sobie talentem i inteligencją zaczął tworzyć ten związek bazując wyłącznie na 1 pułku strzelców konnych, który po rozwiązaniu 2 dywizji kawalerii był niejako osamotniony (bo któż po odejściu Wieniawy do Kwirynału mógłby dowodzić dywizją kawalerii). Analogia strukturalna nowo formowanej brygady w stosunku do jedynej dotychczas istniejącej brygady zmotoryzowanej wywoływała tarcia pomiędzy nim a ministerstwem. Pierwszym poważnym sporem było to, że władze wojskowe pragnęły, by drugim z pułków nowo formowanej brygady był batalion manewrowy CWP z Rembertowa[3] – jakby nie zdawały sobie sprawy, że jest to etatowy batalion piechoty dla Mazowieckiej Brygady Kawalerii. Szczególnie „złośliwa” dla ministerstwa była koncepcja dodania brygadzie wbrew etatowi trzeciego pułku (batalionu) – dlatego Rowecki liczył na to, że oprócz 1 PSK i nowo sformowanego 1 PSP będzie miał też w zapasie 3 b.s[4]. Szkolenie przebiegało prawidłowo. Minimalne zmiany, jakie wprowadził w strukturze swojej brygady pułkownik Rowecki, były akceptowane przez ministerstwo. Mimo poważnych problemów z kadrą dowódczą 1 PSK[5] zdawało się, że wszystkie pododdziały nowo formowanej Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej zostaną sformowane do dnia 15 września, a jej gotowość bojowa (zgranie) będzie zgodna z planem W czyli na dzień 15 października[6].

Ciekawostką jest to, że aż tak brakowało instruktorów, którzy by szkolili kierowców, że pułkownik Rowecki wpadł na pomysł, aby zmobilizować taksówkarzy warszawskich bądź też zatrudnić ich jako cywilnych pracowników wojska. Żeby było śmieszniej niektóre czołgi, które dotarły do brygady miały napis: Nauka jazdy

5 września stało się jasne, że plan przeciwuderzenia na południową flankę głównego zgrupowania wojsk niemieckich zakończył się klęską. Plan i realizacja tego zamysłu, a mówiąc jasno, jej niewykonanie było dziełem trójcy legunów – naczelnego wodza Rydza-Śmigłego, dowódcy armii odwodowej Dąba-Biernackiego i szefa sztabu NW W. Stachiewicza[7].

Jednak już wcześniej 3 września decyzją naczelnego wodza WBPM objęła dozór Wisły na odcinku od Dęblina do Annopola. Dowództwo brygady miało stacjonować w dworze w Kurowie. Ponad stukilometrowy odcinek zabezpieczały w pierwszym rzucie 1 PSK i batalion rozpoznawczy brygady. 5 września brygada stała się rdzeniem nowo formowanej Armii „Lublin” dowodzonej przez gen. dyw. Tadeusza Piskora. Od kilku dni, tzn. od 31 sierpnia posiadała już wszystkie pododdziały pancerne, tzn. 11 k.cz.rozp., 12 k.cz.l.[8] i wcześniej już posiadany szwadron czołgów rozpoznawczych (będący częścią etatowego oddziału rozpoznawczego). 6 września właśnie wspomniany szwadron czołgów rozpoznawczych wykonywał rajdy na zachodniej stronie Wisły, dochodząc aż do rejonu Iłży – czyli prawie do miejsca, gdzie toczyły się śmiertelne boje GO gen. Skwarczyńskiego. Dopiero 6 września brygada dostała swój etatowy dywizjon artylerii. W tym okresie w rejon brygady został przemieszczony 33 dywizjon pancerny – jednostka etatowa Wileńskiej Brygady Kawalerii. 8 września nastąpiło stopniowe luzowanie jednostek brygady przez 39 DPRez. Dzięki temu dowódca Armii „Lublin” mógł wycofać brygadę z pierwszego rzutu armii. Przesunięto ją do odwodu celem przewidywanej kontrakcji na południowy zachód. Było to wynikiem tego, iż 4 Drezdeńska DP Wehrmachtu zdobyła już przyczółek pod Annopolem. Warto nadmienić, że dopiero 10 września brygada osiągnęła swój stan etatowy – przynajmniej jeśli chodzi o wyposażenie . 12 września pierwsze pododdziały brygady zetknęły się w boju z niemiecką 4 DP, dlatego decyzją dowództwa armii przeprowadziła ona (pozbawiona 1 PSP[9]) kontruderzenie celem wyparcia bądź choćby powstrzymania 4 DP. Jak to często bywa, a w losach tej brygady zauważymy to jeszcze wyraźniej, uderzenie to rozwijało się pomyślnie, lecz nie do końca. Szczególnie przykrym elementem było nieporozumienie pomiędzy czołgistami 11 k.cz.rozp. a 1 PSK, które doprowadziło do bratobójczej strzelaniny. Wieczorem tego dnia płk Rowecki wydał rozkaz oderwania się od nieprzyjaciela i odejścia w rejon Kraśnika.

Przez najbliższe trzy dni brygada wykonywała marsz-manewr po linii: Annopol-Kraśnik-Janów Lubelski. Wtedy do brygady dołączył (jakże późno) 1 baon czołgów lekkich (TP-7), jednak jego – ponoć skuteczne – boje pod Józefowem po dziś dzień nie doczekały się dobrego opracowania.

18 września gen. Piskor wydał rozkaz uderzenia WBPM na Tomaszów Lubelski celem przebicia się przez pozycje broniącej tego miasta 4. D.Lek.[10], aby umożliwić przejście swojego zgrupowania w kierunku Lwowa. Obrona nieprzyjaciela nie była dobrze przygotowana na (pierwsze i zarazem ostatnie w tej kampanii) spójne uderzenie wojsk pancernych i piechoty zmotoryzowanej. W skład grupy uderzeniowej oprócz etatowych pododdziałów brygady wchodziły jednostki 11 dywizjonu pancernego, 1 batalionu pancernego, 62 kompanii czołgów i 61 kompanii czołgów[11]. Sukces koncentrycznego uderzenia czołgów i piechoty zmotoryzowanej z kierunków Szarowola, Rogóźno i Pasieki został zniweczony przeciwuderzeniem z południowego zachodu jednostek 3 i 4 P.Cz. 2 DPanc[12]. Mimo osiągnięcia centrum miasta nasze pododdziały były zmuszone do odwrotu. W tym dniu WBPM utraciła ponad połowę sprzętu pancernego, wliczając w to i jednostki przyporządkowane. Następnego dnia wieczorem WBPM ponowiła natarcie na Tomaszów, co wydaje się trochę absurdalne, gdyż miała do czynienia już z obiema dywizjami XXII K. Wehrmachtu. Po nadejściu piechoty GO „Jagmin” (d. „Śląsk”)[13] w nocy z 19 na 20 września rozpoczęto trzecie – przynajmniej w tej bitwie – natarcie na Tomaszów. Nie osiągnęło ono jednak większego powodzenia. Dlatego 20 września o godz. 10.20 dowództwo WBPM na rozkaz gen. Piskora przekazało Niemcom decyzję o chęci kapitulacji[14]. Płk Rowecki rozpuścił żołnierzy swojej brygady. „Każdemu zostawił wolną rękę do przebijania się. Rozpacz nas brała – z pistoletami, granatami w ręku chcieliśmy uderzyć na Niemców. Pułkownik nie dopuścił do szaleńczego kroku.”[15] Większość oficerów brygady dostała się w ręce Niemców. Udało się przeniknąć tylko dwu. Jednym z nich był płk Rowecki, późniejszy dowódca ZWZ „Grabica” i legendarny dowódca AK „Grot”.

Brygady pancerno-motorowe były zaplanowane jako jednostki mające blokować uderzenia klinów pancernych nieprzyjaciela. Jednak w wypadku WBPM ani razu nie doszło do tego typu działań. Służyła ona jako oddział zaporowy przeciwko jednostkom ogólnowojskowym bądź też jako trzon uderzeń na pozycje niemieckie. W odróżnieniu od 10 BKZmot nie miała ona możliwości wykazania się szczególnymi walorami przynależnymi tego typu jednostkom.

Chichotem historii można nazwać, że odsunięcie się w kierunku południowo-wschodnim 10 BKZmot doprowadziło do tego, iż brygada warszawska musiała toczyć boje z tym samym XXII. korpusem. Analizując jej działania należy stwierdzić, że mimo niepełnej gotowości płk Rowecki i jego żołnierze zrobili dużo więcej niż należałoby przypuszczać.

Przysłowiowy jest błędny dobór kadr dowódczych marszałka Śmigłego. Jednak obaj dowódcy naszych oddziałów szybkich, czyli ówcześni pułkownicy Maczek i Rowecki zasłużenie przeszli do legendy i w setkach miast polskich mają swoje ulice.

 

[1] Ten sam, który wyruszał na czele 1 kadrowej kompanii.

[2] Nie ma co ukrywać, wybierał dywizje znakomite, wszystkie oprócz 6 DP miały jednak dobrych dowódców – w tym momencie.

[3] Ten batalion sformował w trakcie mobilizacji i po niej trzy baony strzelców (3, 11 i 103), a oprócz tego cztery baony dla (współdziałającej w trakcie działań wojennych z WBPM) 39 DPrez.

[4] Sprawa była nie do końca jasna – podwójne przyporządkowanie generuje problemy, a jak mówi praktyka, nikt by takiej jednostki nie oddał w trakcie mobilizacji powszechnej.

[5] Więcej o tym w: Wacław Zaleski, W Warszawskiej Brygadzie Pancerno-Motorowej 1939. Z dziejów 1 Pułku Strzelców Konnych, Wydawnictwo MON, Warszawa 1988.

[6] Czasem podaje się terminy odpowiednio: 15 sierpnia i 15 września – być może zmieniono.

[7] Klęska jest sierotą, jak wiemy – jednak do tej listy można by najwyżej dodać ministra Kasprzyckiego, dowódców obu Grup Operacyjnych Skwarczyńskiego i Kraszewskiego, ale nie zmienia to faktu, że wszyscy oni to dzieci Piłsudskiego.

[8] Obie brygady zmotoryzowane miały otrzymać baon czołgów lekkich – tylko że tak mówią pamiętniki i niezbyt wiarygodne źródła. Być może było to ustalone – ale ustnie? (dwa razy: Rowecki i Maczek) z Rolą-Arciszewskim (dcą wojsk panc.) czy min. Kasprzyckim.

[9] Został on odwodem armii i miał osłaniać Lublin.

[10] Była to zawsze najsłabsza spośród pancerno-zmechanizowanych dywizji Wehrmachtu. Jednak nie przeszkodziło jej to kilka miesięcy później zdobyć Holandię.

[11] Trudno jednoznacznie stwierdzić, jaką siłą pancerną dysponował płk Rowecki pod Tomaszowem. Śmiem sądzić, że było to ok. 50 czołgów, w tym 30 rozpoznawczych i 20 lekkich.

[12] 2 DPanc Wehrmachtu to jednostka prawie legendarna. Sformowana i dowodzona początkowo przez Heinza Guderiana zdobywała laury i była rozbijana. Walczyła prawie do końca: w trakcie ostatniej ofensywy na zachodzie, tzw. ardeńskiej (Battle of the Bulge), wbiła się w pozycje amerykańskie na ponad 100 km, jednak to było jej klęską: w Boże Narodzenie 1944 została zniszczona i do końca wojny była tylko słabiutką grupą bojową. Jako ciekawostkę dodam, że pojawia się ona w filmie „Złoto dla zuchwałych”.

[13] Teoretycznie były to oddziały śląskich 23 DP i 55 DPRez. Ale tak naprawdę to te siły, które gen. bryg. Jan „Jagmin” Sadowski był w stanie przy sobie utrzymać.

[14] To porażające, że dowódca armii nie miał własnej radiostacji średniego zasięgu i potrzebował pomocy radiostacji brygadowej.

[15] Józef Szyrmer, [w:] S. Rowecki, Wspomnienia i notatki. Czerwiec – wrzesień 1939, Warszawa 1957.

 

Źródła:

Stefan Rowecki, Wspomnienia i notatki autobiograficzne (1906-1939), Czytelnik, Warszawa 1988

Wacław Zaleski, W Warszawskiej Brygadzie Pancerno-Motorowej 1939. Z dziejów 1 Pułku Strzelców Konnych, Wydawnictwo MON, Warszawa 1988

Romuald Szubański Polska broń pancerna 1939, Wydawnictwo MON, Warszawa 1989

Ludwik Głowacki, Działania wojenne na Lubelszczyźnie w 1939 r., Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1986

Tadeusz Jurga, Władysław Karbowski, Armia „Modlin” 1939, Wydawnictwo MON, Warszawa 1987